Witajcie!
Wrzucam drugą część opowiadania. Przyznam szczerze, że nie jestem z niego zadowolona. Moim zdaniem wszystko potoczyło się za szybko. Poprawiałam ten rozdział dwa razy, bo cały czas miałam wrażenie, że jest zły i nadal mam takie odczucia. No cóż, mogę tylko mieć nadzieję, że nie jest aż tak tragicznie. Zapraszam do czytania i wyrażania swoich opinii (które są mi bardzo potrzebne) w komentarzach. Pozdrawiam!
Stałam już jakiś czas w drzwiach frontowych, wypatrując limuzynę, która miała mnie transportować prosto do Hollywood. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, czego się dowiedziałam. Miałam wrażenie, że to wszystko, zaczynając od wczorajszego wieczora, jest jakimś pokręconym snem. Najpierw mój jedyny "przyjaciel" próbuje mnie wykorzystać, a kiedy z trudem udaje mi się uwolnić i myślę już, że umrę zapomniana na poboczu drogi, nagle z opresji wybawia mnie Michael Jackson, we własnej osobie. Tak przynajmniej mi się wydawało. Z nadmiaru emocji trzęsły mi się ręce, ale cały czas powtarzałam sobie, że dam radę. Byłam już całkiem gotowa, aż dziwne, że wyrobiłam się w niecałe dwie godziny. Wróciłam jeszcze po malutką, wieczorową torebkę, którą dobrałam do eleganckiej sukienki i wyczekiwałam przyjazdu auta. Nigdy się tak nie ubierałam. Wolałam podarte jeansy, trampki i bluzę. Miałam wrażenie, że taki ubiór do mnie nie pasuje, nie czułam się w nim komfortowo. Tym bardziej, że nigdy nie lubiłam się wyróżniać, a tu nagle miałam na sobie dopasowaną, czarną sukienkę, typu "mała czarna", nie sięgającą nawet do kolan. Całe szczęście, że było chłodno i mogłam założyć na wierzch moją ukochaną, skórzaną, czarną kurtkę. Dziwnie bym się czuła z odkrytymi ramionami. Zwyczajnie nie lubię pokazywać swojego ciała. Do tego wszystkiego jeszcze te niebotycznie wysokie (jak dla mnie), srebrne szpilki. Moje ciemne włosy nawinęłam wcześniej na wałki, dzięki czemu były ładnie pofalowane. Zastanawiałam się, czy ich nie związać, jednak stwierdziłam, iż wtedy jeszcze bardziej cała uwaga byłaby zwrócona na moje podbite oko i pozszywany łuk brwiowy. Mimo, że starałam się jak najbardziej zakryć to okropieństwo makijażem i tak nic nie pomogło, nawet mocno pomalowane oczy. Postanowiłam więc założyć okulary, może wtedy nikt nie zauważy. Nagle zadzwonił telefon.
- Słucham? - Odebrałam.
- Witaj Liso. Nie mam zbyt wiele czasu i dzwonię tylko, żeby zapytać, czy się nie rozmyśliłaś. - Znowu ten głos.
- Cześć.. Nie rozmyśliłam się, ale głupio mi z tą limuzyną. Nie chcę niczego za cudze pieniądze.
- Nawet nie chcę tego słuchać. Cieszę się, że będziesz. Mam nadzieję, że uda mi się ciebie znaleźć.
- Ale ja tak nie mogę, zrozum.
- Przepraszam, ale muszę kończyć. Jest małe zamieszanie i tylko na chwilę udało mi się wyrwać. Pod budynkiem na pewno będzie ktoś na ciebie czekać i zaprowadzi cię na miejsce. Do zobaczenia! - Odłożył słuchawkę.
No to pięknie... I co ja mam teraz zrobić? Tak po prostu wsiądę sobie do tego auta i odjadę. Świetnie.
W tym czasie usłyszałam jak pod dom podjeżdża mój środek transportu. Zawahałam się, ale po niedługim namyśle postanowiłam jechać, po to, żeby mu podziękować za to, co dla mnie zrobił. Sprawdziłam jeszcze szybko, czy wszystko wzięłam i wyszłam. Stanęłam przed długą, czarną limuzyną, która lśniła w świetle latarń, jak w jakiejś nierealnej bajce. Z auta wysiadł elegancki mężczyzna w garniturze i odsunął mi drzwi, wskazując abym weszła do środka. Weszłam niepewnie do wnętrza pojazdu, wciąż nie dowierzając w to, co się dzieje. W środku były cztery fotele, obłożone jasną skórą. Wyglądały bardziej jak sofa do salonu, niż miejsca dla pasażerów w aucie. Usiadłam i przejęcia zaczęłam łapczywie łapać powietrze.
W czasie jazdy miałam okazję zobaczyć cudownie oświetlone miasta, przez które przejeżdżaliśmy. Siedząc we wnętrzu, z całą pewnością bardzo drogiego pojazdu, bałam się czegokolwiek dotknąć, żeby tylko przypadkiem niczego nie zniszczyć. Prawie czterogodzinna podróż zleciała mi szybciej, niż myślałam. Pewnie to zasługa emocji, które rozsadzały mnie od środka. Wysiadłam z limuzyny, po czym obróciłam się powoli wokół własnej osi, podziwiając pięknie rozświetlone miasto. Fakt, klimat Hollywood jest wyjątkowy, magiczny. Nie da się tego opisać słowami, dlatego trzeba się o tym przekonać na własnej skórze.
Przed budynkiem, w którym za godzinę miała odbyć się uroczystość zbierały się już tłumy ludzi. Nie tylko były tam sławne osobowości, ale też stado reporterów, dziennikarzy, oraz rzesze rozwrzeszczanych fanów, chcących ujrzeć swoich idoli. Nagle podbiegła do mnie jakaś wysoka kobieta, ubrana w elegancką, beżową sukienkę do kostek i czarny żakiet. Na piersi przypiętą miała plakietkę z imieniem i nazwiskiem, jednak migające nieustannie światła reflektorów nie pozwoliły mi dokładnie dostrzec liter.
- Pani Jenkins?
- Tak, to ja.
- Szybko, proszę ze mną. Pani musi wejść tylnymi drzwiami. Musimy pani jeszcze pokazać, co ma pani robić.
- Oczywiście, idziemy.
Kobieta poprowadziła mnie szybko tylnym wejściem do środka. Na korytarzach było mnóstwo ludzi, którzy biegali we wszystkie strony i krzyczeli jeden, do drugiego. Weszłyśmy do małego pomieszczenia, w którym siedział dosyć postawny mężczyzna w garniturze.
- Przyprowadziłam panią Jenkins. - Zwróciła się do niego kobieta.
- A tak, oto pani plakietka. Proszę ją przypiąć na klatce piersiowej po prawej stronie. Teraz Samantha zaprowadzi panią w miejsce, gdzie będzie pani sprzedawać napoje i wszystko pani wyjaśni.
- W porządku. - Odrzekłam.
Samantha zaprowadziła mnie przez zatłoczone korytarze aż do dużych, stalowych drzwi i otworzyła je. Ujrzałam ogromną salę, wyłożoną czerwoną wykładziną, prawie całą wypełnioną miejscami siedzącymi. Po prawej stronie umiejscowiona była średniej wielkości, biała scena, nad którą już przygotowywała się orkiestra. Po całej sali biegała ławica rozgorączkowanych ludzi, którzy sprawdzali, czy wszystko jest na swoim miejscu, jakby od tego wieczora miało zależeć ich życie. Na scenie przygotowywała się para prowadząca całe show, oraz krocie innych osób. Wszyscy byli tak zabiegani, że nawet nikt nie zwrócił na nas uwagi.
Podeszłyśmy do lady, za którą znajdowały się różnego rodzaju napoje, a także przekąski, batoniki. Samantha tłumaczyła mi co mam robić, ale byłam tak rozemocjonowana, że nie do końca docierały do mnie jej słowa. Z resztą, co może być trudnego w sprzedawaniu napojów i przekąsek? Tym bardziej, że pracowałam już w sklepie jako sprzedawca, więc mam o tym jakieś pojęcie.
- Czy już wszystko pani wyjaśniłam, pani Jenkins?
- Tak, na pewno sobie poradzę. Dziękuję.
- Dobrze, w takim razie oddalam się. Goście zaczynają się zbierać, za dziesięć minut zaczynamy! - Pobiegła i wyszła drzwiami, którymi mnie tu przyprowadziła.
Po chwili, kilka metrów dalej, po mojej lewej stronie, dwóch wielkich ochroniarzy otworzyło duże drzwi wejściowe. Do sali zaczęły wchodzić gwiazdy w olśniewających kreacjach. Niektórzy zanim zajęli swoje miejsca podchodzili do mnie, by coś kupić. Jedni byli bardzo mili, inni nawet się w żaden sposób nie przywitali i takich niestety była większość. Nikt nawet nie zwracał na mnie uwagi. Oczywiście to dobrze, tym bardziej, że dzięki temu nikt nie zauważył, jak wygląda moja twarz pod okularami. Każdy rozmawiał, a ogromna powierzchnia sali jeszcze bardziej roznosiła głosy, przez co poziom decybeli wzrastał do maksimum. Starałam się wypatrzeć Michaela, ale nie udało mi się. W końcu wszyscy zajęli miejsca i rozległ się głos: "Prosimy wszystkich o ciszę. Uwaga, zaczynamy. Kamera, akcja!"
Wielkie show się rozpoczęło. Zabrzmiała muzyka, na scenę weszła kobieta w zielonym, błyszczącym stroju, a razem z nią mężczyzna w garniturze. Z uśmiechami na twarzach zaczynają wstępną przemowę, po czym wymieniają artystów nominowanych do różnych kategorii. Najróżniejsze sławy wchodziły na scenę, by odebrać nagrody. Wszyscy pięknie wyglądający, roześmiani. Niektórzy wręcz z zarozumialstwem obnosili się swoją sławą. Kolejną kategorią był 'Najlepszy singiel Soul'. Jednym z trojga wymienionych do tej kategorii był Michael. Byłam bardzo ciekawa, czy dostanie tę nagrodę.
- Najlepszym singlem Soul jest... "Dont' stop till you get enough" Michela Jacksona!
- Wiedziałam! - Wykrzyknęłam.
Michael wskoczył radośnie na scenę. Nie wiem czemu, ale spodziewałam się po nim zupełnie innego zachowania. W końcu jest jednym z najbogatszych młodych, amerykańskich artystów. Tacy jak on mają się za "lepszych". Jednak ten człowiek robił wrażenie niezwykle skromnego i wrażliwego. Wyglądał olśniewająco. Ubrany w elegancki garnitur z muszką i srebrną, błyszczącą koszulę pod spodem. Cały czas się uśmiechał, wszyscy na jego widok głośno gwizdali i klaskali. Mimo, że widziałam wszystko z daleka, dostrzegłam, że promieniuje od niego taka niezwykła, pozytywna energia. Tego nie da się poczuć oglądając go na małym ekranie. Byłam oczarowana. Michael złożył podziękowania i zszedł ze sceny, wraz z nagrodą. Znowu ten głos. Tak, teraz jestem już całkiem pewna, to był on. Później wszedł na scenę jeszcze dwukrotnie, otrzymując statuetki, za każdym razem bardziej rozpromieniony. Przydzielił również nagrodę innemu artyście. To dziwne, ale nie mogłam oderwać od niego wzroku.
***
Uroczystość dobiegała końca. Wszystko trwało pewnie koło dwóch godzin, ale mi czas tam zleciał jak kilka minut. Wszyscy powoli zaczęli się rozchodzić i światła przygasły. Tłum pałętający się po wielkiej sali i kierujący do wyjścia był ogromny. Straciłam Michaela z pola widzenia. Wyszłam zza lady i zaczęłam przebijać się przez tłum w stronę sceny. Chyba na marne. Byłam za niska żeby cokolwiek zobaczyć zza tych wszystkich ludzi. Michael też nawet by mnie nie dostrzegł w tym chaosie. Wróciłam do miejsca, gdzie sprzedawałam napoje. Miałam nadzieję, że może akurat będzie wychodził i wtedy go zobaczę. Pech chciał, że wychodzili wszyscy, tylko nie on. Chciałam go tylko poznać, podziękować za to, co dla mnie zrobił i oddać kopertę z pieniędzmi, którą w szpitalu przekazał mi doktor. Niestety chyba nawet to nie było mi dane. Straciłam już nadzieję.
Nieoczekiwanie poczułam, że ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął delikatnie. Odwróciłam się i ujrzałam jego. Stał tuż przede mną, i uśmiechał się szeroko, pokazując szereg, białych jak śnieg zębów. Przyglądał mi się uważnie swoimi ciemnymi, głębokimi niczym odchłań oczami. Muszę przyznać, że przez chwilę czułam się jak zaczarowana. Zrobił na mnie takie hipnotyzujące wrażenie.
- Witaj, Liso. Pięknie wyglądasz. - Powiedział, wciąż olśniewająco się uśmiechając.
- Cześć.. Jasne, wyglądam okropnie.
- Co ty mówisz? Naprawdę, wyglądasz cudownie. Lepiej się już czujesz?
- Tak, jest dobrze. Nie musisz się o mnie martwić.
- Nie muszę, ale mimo to się martwię. Pokaż. - Powiedział i śmiałym ruchem zdjął mi okulary i z troską spojrzał na moją twarz.
- To nic.
- Nie powiedziałbym, że nic. Kto ci to zrobił?
- Nikt. Przewróciłam się.
- Wiem, że nie mówisz prawdy.
- Wybacz, ale to nie jest twoja sprawa.
- W porządku... - Posmutniał
- Chcę ci tylko powiedzieć, że domyślałam się, że to ty i jestem ci bardzo wdzięczna. Jeszcze raz bardzo ci dziękuję. A, jeszcze jedno, nie mogę tego przyjąć. - Wyciągnęłam z torebki kopertę z pieniędzmi.
- Nie dziękuj, bo nie zrobiłem nic nadzwyczajnego i przykro mi, ale ta koperta jest już twoja. Kiedy cię odnalazłem nic przy sobie nie miałaś. Nie wiedziałem nawet, czy będziesz miała jakieś pieniądze na jedzenie.
- Jestem ci wdzięczna za wszystko, ale proszę, weź to. Nie będę przyjmować od nikogo pieniędzy.
- Nawet mnie nie denerwuj. A teraz chodź, musimy wyjść tylnym wyjściem, żeby fotoreporterzy nas nie zobaczyli. Czeka tam na nas limuzyna.
- Jak to na nas? Mam pociąg do Gary za godzinę. Właściwie powinnam się już zbierać, więc weź tę kopertę i daj mi odejść.
- Dobrze, wezmę ją od ciebie, ale proszę, zostań jeszcze.
- Nie mogę, muszę już wracać. Podziękowałam ci, więc czego jeszcze ode mnie chcesz? - Byłam nieugięta, mimo, że wcale nie chciałam wracać do domu. Michael był dla mnie bardzo miły, ale przecież ja go nawet nie znałam. Poza tym, byłam pewna, że jest taki sam jak wszyscy faceci, albo i gorszy, bo ma pieniądze.
- Proszę tylko o chwilę rozmowy, nic więcej nie oczekuję. Wyjdźmy na zewnątrz, dobrze?
- Niech będzie, tylko szybko.
Znaleźliśmy się poza budynkiem. Jeden z ochroniarzy Michaela otworzył nam drzwi do auta.
- Zapraszam panią do środka. - Uśmiechnął się Michael, gestem sugerując, żebym weszła do środka.
- Mieliśmy tylko chwilę porozmawiać. Naprawdę muszę zdążyć na pociąg.
- Proszę, wejdź do środka. Na zewnątrz jest zimno i ktoś może nas zauważyć. Wiesz jacy są fotoreporterzy. Chyba nie chcesz przeczytać jutro w prasie o gorącym związku Michaela Jacksona i Lisy Jenkins? - Zaśmiał się.
- Niech będzie, przekonałeś mnie. - Uśmiechnęłam się chyba pierwszy raz od początku całej rozmowy.
Weszłam do środka limuzyny, on zaraz za mną. Usiadłam na jednym z foteli, a Michael na przeciwko mnie, po czym zwrócił się do kierowcy, żeby zawiózł nas pod hotel Rosevelt.
- Hotel? Mieliśmy tylko porozmawiać, a nie gdzieś jechać.
- Tam wynajmuję apartament. Hotel pilnuje moja ochrona, dzięki czemu tam będziemy bezpieczni.
- Ale ja nigdzie nie idę.
- Nie mówię, że masz iść. Posiedzimy tutaj.
- Problem w tym, że ja niedługo muszę wracać, a ty chciałeś o czymś rozmawiać. Powiesz o co chodzi?
- Naprawdę musisz dziś wracać?
- A co będę tu robić? Gdzie się zatrzymam? A, właśnie, miałeś wziąć ode mnie te pieniądze. - Podałam mu kopertę.
- Dobrze... Liso, dla mnie to nie problem. Zostaję tu jeszcze trzy dni, bo mam wolne. Mogę zarezerwować ci pokój obok mnie na ile chcesz, a później razem wrócimy do Gary.
- Nie, nie zgadzam się.
- Proszę, przemyśl to jeszcze. Chcę ci też coś powiedzieć. Nie pomyśl sobie o mnie czegoś złego. Obserwowałem cię od czasu, kiedy pierwszy raz zobaczyłem cię w Gary. Od początku wydawałaś mi się inna, wyjątkowa. Często kiedy w nocy wracałem razem z braćmi z występu, widziałem cię jak siedzisz sama w parku. Nie raz miałem okazję, żeby podejść do ciebie i zacząć rozmowę, ale nie miałem odwagi. Nie chciałem się wygłupić. Chcę się tylko z kimś zaprzyjaźnić, z kimś, kto nie będzie mnie lubił za to, że jestem Michaelem Jacksonem... - Wyznał.
Muszę przyznać, że poruszyły mnie jego słowa. W jednej chwili dostrzegłam w nim kogoś innego, niż tylko bogatą gwiazdkę. Miał uczucia - to, czego większość sław jest pozbawiona. Miałam wrażenie, że mogę mu zaufać.
- Michael, przyznam, że trochę mnie zaskoczyłeś. Co wyjątkowego ktoś taki jak ty, może widzieć w kimś takim jak ja?
- Nie jestem taki, za jakiego mnie masz. Naprawdę, nie jestem taki. - Pokręcił przecząco głową i spuścił wzrok. - Jeśli chciałabyś ze mną dłużej porozmawiać sama byś się o tym przekonała. - Obniżył ton.
Zrobiło mi się szkoda Michaela. Miałam wrażenie, że siedzi w nim mały, zagubiony chłopiec, który potrzebuje towarzystwa. Aż nie mogłam uwierzyć, że tak się przede mną otworzył.
- Nie wiesz, za jakiego cię mam. Po prostu nie ufam już ludziom, a w szczególności mężczyznom.
- A to dlaczego?
- Nie powiem, bo nie chcę cię urazić.
- Chętnie cię wysłucham. Możesz być szczera wobec mnie.
- Zwyczajnie wszyscy faceci są tacy sami. Wykorzystują to, że mają większą siłę fizyczną od płci przeciwnej, a kobiety traktują jak przedmiot. Nie potrafią kochać. Z resztą sam wiesz.
- To bardzo śmiałe stwierdzenie, jednak nie do końca się z nim zgadzam. Owszem, jest wielu takich mężczyzn, ale nie wszyscy. Są tacy, którzy również mają uczucia.
- Nie twierdzę, że wszyscy są tacy. Zawsze znajdzie się wyjątek potwierdzający regułę.
- Nie chcę być dociekliwy, ale czy mówiąc o tym wykorzystywaniu kobiet, miałaś na myśli jakiś przykład z własnej autopsji?
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać.
- Przepraszam, nie powinienem o to pytać. Wybacz. Jednak jeśli zmienisz zdanie, możesz na mnie liczyć.
- Będę pamiętać. - Uśmiechnęłam się. - Cholera! - Wykrzyknęłam, bo właśnie coś mi się przypomniało.
- Co się dzieje?
- Pociąg właśnie mi odjechał. Pięknie.. Co ja teraz zrobię? Kolejny jest dopiero o szóstej rano. Zabiję się, jak mogłam zapomnieć. To przez ciebie, zagadałeś mnie!
- Oj wybacz, tak miło się rozmawiało. - Michael zachichotał.
- Żartujesz sobie? A gdzie ja będę spać?
- No cóż, chyba nie pozostanie ci nic innego jak bruk.
- No to dzięki. Wspaniale.
- Przecież żartuję! Zostaniesz ze mną w hotelu. W sumie zrobiłem to specjalnie. Nie chciałem zostać sam.
- Nabijasz się ze mnie?
- W żadnym wypadku. Oddam ci jeden z moich trzech apartamentów. No chyba, że wolisz spać ze mną w jednym. - Zrobił zadziorną minę.
- Nie, nie. To ja już wolę oddzielny. Kurczę, tak mi głupio..
- Nie potrzebnie.
- Naprawdę to nie kłopot?
- Ależ skąd! Przestań już się zamartwiać.
- Dobrze, w takim razie dziękuję.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
- Michael, przepraszam, że na początku nie byłam dla ciebie zbyt miła. - Zaczęły mnie dręczyć wyrzuty sumienia.
- Wcale się nie gniewam. Chociaż, jestem trochę zaskoczony, inna dziewczyna na twoim miejscu teraz rzuciłaby się na mnie i błagałaby o autograf. - Powiedział zawiedzionym głosem i zaczął się śmiać.
- Mam rozumieć, że chcesz, abym to zrobiła? - Również się zaśmiałam.
- Nie, nie. Tak jest dobrze. Ale jeśli chcesz.. - Odparł, śmiesznie poruszając brwiami.
W drodze do hotelu atmosfera między mną, a Michaelem coraz bardziej się rozluźniała. Po tak krótkim czasie zaczęliśmy rozmawiać ze sobą, jakbyśmy znali się od dawna. Miałam wrażenie, że doskonale się rozumiemy. Michael co chwilę opowiadał mi śmieszne historie i robił głupie miny. Kiedy w radiu leciała jakaś piosenka, która mu się podobała, zaczynał dłońmi wybijać rytm na kolanach i przytupywać nogą. Było naprawdę zabawnie.
Hotel Rosevelt znajdował się dokładnie na tej samej ulicy, na której rozciągała się słynna aleja gwiazd. Na szczęście, kiedy tam dojechaliśmy było cicho i spokojnie, chociaż nie ma się co dziwić, bo było już po pierwszej w nocy. Michael wyszedł z limuzyny i stanął przy drzwiach, wskazując mi rękoma budynek.
- Oto i nasz wspaniały hotel. - Zaprezentował go, niczym przewodnik dla turystów.
- Wielki.
- Uwierz, że ten jest jeszcze bardzo mały. Chodź, spodoba ci się.
Weszliśmy do środka razem z ochroną. Michael podszedł tylko do recepcji i powiedział, że jeden z jego trzech pokoi oddaje mi i wziął klucze od recepcjonistki. Poszliśmy na górę.
- Nie rozumiem, po co ci aż trzy pokoje? - Zapytałam ze zdziwieniem.
- Zawsze jak mieszkam w hotelach, to strasznie mi się nudzi i dlatego lubię mieć kilka pokoi, żebym nie musiał przebywać ciągle w tym samym.
- To dość... Dziwne - Zaśmiałam się.
- Sugerujesz, że zachowuję się jak szaleniec? - Spojrzał na mnie wymownie.
- No nie wiem, może trochę... - Zażartowałam.
- O ty! - Michael zaczął mnie łaskotać na środku korytarza i to było najgorsze, co mógł zrobić, bo zaczęłam krzyczeć.
- O nie, tylko nie to! Uważaj, bo jak mnie ktoś łaskocze, to staję się niebezpieczna! Przestań już!
- Ciii! Dobrze już, dobrze. Przynajmniej teraz znam twój słaby punkt i będę mógł go wykorzystać. - Zachichotał.
- Tak? Lepiej ze mną nie zadzieraj!
- Podejmę wyzwanie. - Uśmiechnął się szeroko. - A teraz chciałbym pokazać ci trzy apartamenty, z których możesz sobie wybrać który chcesz. - Wskazał na trzy pary drzwi na korytarzu.
- Wszystko mi jedno.
- W takim razie myślę, że ten ci się spodoba. - Michael dał mi klucz do pokoju po lewej stronie korytarza.
- A ty gdzie będziesz?
- Po prawej stronie, zaraz za ścianą. Gdybyś czegoś potrzebowała jestem do twojej dyspozycji o każdej porze dnia i nocy. - Puścił mi oczko.
- Dziękuję panu, panie Jackson. Myślę, że już dalej sobie poradzę.
- W takim razie panno Jenkins, ja się oddalam, za ścianę. Dobrej nocy.
- Z wzajemnością, dobranoc.
Otworzyłam drzwi do mojego pokoju i dech zaparło mi w piersiach. Był wielki. Miał duży balkon z widokiem na hotelowy basen. W środku wszystko było bardzo nowoczesne i lśniące czystością. Po prawej stronie stało ogromne łóżko, w którym śmiało zmieściłoby się kilka osób. W łazience była nawet wanna z bąbelkami! Nie wierzyłam własnym oczom. To chyba nie dzieje się naprawdę...
Ściany musiały być cienkie, bo wszystko, co działo się po ich drugiej stronie było bardzo dobrze słychać. Michael rozmawiał z kimś przez telefon i miałam wrażenie, że się zdenerwował. "Nie mów tak o niej!" - usłyszałam jak krzyknął do telefonu. - "Za żadne skarby nie uwierzę w to, co mówisz. Przepraszam, ale nie mam ochoty dalej ciągnąć tej rozmowy. Dobranoc." - O co może chodzić? Jutro zapytam o to Michaela, dziś jest już późno i nie będę zawracać mu głowy, już wystarczająco dużo dla mnie zrobił.
Dość oryginalny pomysł, nie potrzebnie się martwisz i mówisz że nie jesteś zadowolona notka jest baraaardzo dobra by najmniej mi się podoba >:D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !